Wieki temu miałam w rękach jakiś romans, że romans, dlatego też nie miałam dużych wymagań, a że ta okładka już od dawna mnie ciekawiła i sprawiała, że chciałam przeczytać książkę, to nie wahałam się ani chwili, gdy zobaczyłam ją w bibliotece (czytałam ją w papierowej wersji, ale jak to zakręcona ja, oddałam zanim zrobiłam zdjęcia na ig). Opis był świetny i tajemniczy, nie dawał ani kawałka tego co może dziać się w książce. Zaczęłam czytać. Przeżyłam szok.
PRAWDZIWA MIŁOŚĆ TO MIŁOŚĆ DUSZ
Lena i Nate to kochające się małżeństwo. O takiej miłości się czyta, ale jest ona nie realna, to miłość dusz. Jest tak silna i niezniszczalna, że nawet słońce przy niej gaśnie. Obrzydliwie słodka. Urocza. W niej także znajduje się jakiś rodzaj cierpienia. O walce tej miłości z największym wrogiem życia jest ta książka.
BOHATEROWIE - DWIE PERSPEKTYWY
Lena kończy 40 lat, to tyle co nic. Całe życie jeszcze przed nią, choć mogłoby wydawać się inaczej. Tutaj przyszło moje zdziwienie, bo nastawiałam się na młodych bohaterów, a tutaj dostałam dorosłych z gatunku DOROSŁYCH. Życie głównych bohaterów drastycznie się zmienia, a miłość zostaje wystawiona na próbę choroby odbierającej życie, raka... Jakby cierpienia było mało bohaterka odmawia leczenia. Nauczona doświadczeniem, nie chce dawać fałszywych nadziei. Teraz pozostaje tylko walka z czasem o najwspanialsze wspomnienia nim odejdzie... Czy cuda zdarzają się na tle takich koszmarów?
MÓJ SZOK
Jak już wspomniałam pierwsze zdziwienie przeżyłam, gdy na mojej drodze stanęli dojrzalsi bohaterowie. Co prawda moim zdaniem nie do końca zachowywali się na swój wiek, ale sam fakt, że tyle było im przypisane wzbudził szok. Inną rzeczą, jest to, że spodziewałam się czegoś lekkiego, nawet nieco głupkowatego, a dostałam coś na dość mocnym poziomie. Moje nastawienie do książki było narażone na nieobiektywną ocenę, bo nie przepadam za starszymi bohaterami, ale obiecałam sobie ją przeczytać do końca, zbyt ciekawa jednak zakończenia, by zaprzestać dalszej lektury.
EMOCJE
Przyznaję, że mimo usilnych starań nie byłam w stanie powstrzymać potoku łez. A opierałam się naprawdę długo, ale nie wytrzymałam. A później ryczałam już od połowy do końca książki z lekkimi momentami odstępu na oddech. Przewracając kartkę za kartką niemal słychać było tykanie zegara, przez co z każdą kolejną stroną było ciężej się oderwać, czekając na upragniony happy end.
A JEDNAK TO NIE TO
Ja wiem, że dość zdziwicie się jak zjedziecie na dół i zobaczycie jaką jej ocenę wystawiłam, bo naprawdę ma dobre argumenty na lepszą. Wywołała emocje. Nie była głupim romansem, a czymś mądrzejszym. A jednak coś nie do końca mi pasowało, sama nie wiem co to było, ale musiałabym się gryźć sama ze sobą, gdybym dała jej choć o stopień wyższą ocenę. Nie zrozumcie mnie źle, ta książka jest naprawdę dość niezła i większości powinna się spodobać oraz wywołać lawinę emocji, a mi mimo tego sama fabuła, jej przebieg czy cokolwiek innego, czego nie potrafię wytłumaczyć, po prostu nie pasowało. Wiem, że to brzmi dziwnie i być może niektórzy nie zrozumieją tego, ale muszę po prostu tak ją ocenić. Dla tych nieprzekonanych może kolejny akapit-spoiler wyjaśni Wam bardziej dlaczego.
PODDANA WALKOWEREM? - AKAPIT SPOILER!!!
Wiecie co? Nie do końca spodobał mi się przebieg choroby Leny. Wcześniej w jej rodzinie umarła siostra i ojciec na raka, więc chyba logiczne jest to, że powinna kontrolować to genetyczne uwarunkowanie u siebie. A ona zignorowała wszystkie objawy, a gdy już było któreś tam stadium mocniejsze, to się poddała i nawet nie chciała walczyć. Bardzo mnie to zirytowało. Zawsze jest nadzieja (albo ja jestem tak głupia i w nią wierzę), zawsze jest dla kogo walczyć, a ona nie chciała i na dodatek w pewnym sensie oczekiwała od męża, który nie widzi poza nią świata, że ma się od tak pogodzić z jej śmiercią. Nie uważam, by to był dobry przykład do naśladowania. Rozumiem, że to jest książka i ostatecznie autorka decydowała o jej życiu lub śmierci (co wpływało na zakończenie, które chyba miało pokazać, że życie nie jest happy endem i nie kończy się szczęśliwie), ale zabieranie nadziei od razu na starcie i poddanie się nie jest dobrym przykładem. Sama nie wiem z czego wynika moje rozgoryczenie i frustracja tymże zakończeniem. Może wynika to z faktu, że nie wiem jak to jest? Że nikt z mojej bliskiej rodziny tego nie doświadczył, że JA tego nie doświadczyłam? Że wydaje mi się, że poddanie się oznacza tchórzostwo? Że uważam, że nawet w najgorszym momencie jest o co walczyć lub dla kogo? Albo może to po prostu głupia wiara w happy endy i próba zaprzeczenia/wyparcia czegoś co nie idzie po mojej myśli, czegoś co nie kończy się szczęśliwie? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Być może uznacie mnie za okropną osobę przez to, że tak uważam, ale dla mnie porażka bez walki to zwykłe pójście na łatwiznę.
PODSUMOWUJĄC
Jesteś moim zawsze to całkowicie inna historia niż można by założyć widząc okładkę i czytając opis. Nie do końca przypadła mi do gustu, ze względu na naprawdę starszych bohaterów oraz okropne zakończenie, które wzbudziło moje rozgoryczenie i ogromną frustrację. Przyznaję, że dawkę emocji, a w szczególności płaczu, potrafi dostarczyć, bo nie jest głupiutkim romansem, gdzie bohaterowie ciągle się kłócą, schodzą i rozchodzą. Lektura jest wielką próbą niespotykanej miłości, a jak wiadomo czas jest bezlitosny i niepokonany... Poza tym największym morałem tej książki jest to, że życie to nie wieczny happy end.
To jak może być, to ja wiem, że sięgać nie zamierzam. Okładka ładna, ale pewnie straciłabym tylko czas na czytanie i nic by z tego nie było.
OdpowiedzUsuńByć może kiedyś przeczytam tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa, że książkę opisujemy inaczej, a ocenę wystawiamy inną. Najważniejszy jest w końcu efekt końcowy, całość jest brana pod uwagę więc nic dziwnego, że oceniłaś ją tak a nie inaczej.
OdpowiedzUsuń<3
UsuńMnie jednak coś w tej książce intryguje i myślę, że pomimo tych kilku wad mogłabym dać jej szansę. :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce, jednak po twojej recenzji widzę, że niewiele straciłam :/ Jakoś mnie do niej nie ciągnie... zwłaszcza, że wolę jednak czytać o młodych bohaterach – wtedy zdecydowanie łatwiej jest mi się wczuć w książkę ;)
OdpowiedzUsuńPo ten tytuł raczej nie sięgnę.
Pozdrawiam cieplutko!
<a href="https://ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com>Książki bez tajemnic</a>
U mnie tak samo, bo inaczej ciężko się wczuć :(
UsuńTa książka oczywiście obiła mi się o uszy, ale przyznam że nie mogę jej przeczytać. Nienawidzę książek, które wylewają ze mnie łzy z powodu czyjejś choroby, po prostu tego nie lubię. Świat jest wystarczająco zły i smutny, nie muszę czytać o tym w książkach, bo dla mnie to zbyt wiele. Co do bohaterki, która się poddała... Rozumiem, co masz na myśli i rozumiem twój pogląd. Jednak rozumiem też pogląd bohaterki (z tego co pisałaś), że się poddała na starcie, bo po prostu wiele ludzi ma słabą psychikę i nie mają siły walczyć, chociaż to smutne i nie powonni tego robić. Dlatego zawsze jest ważne wsparcie bliskich osób, które odpowiednimi słowami i czynami dadzą takiej osobie silnego kopa w tyłek, by się ruszyli i mieli po co żyć.
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
Rozumiem takie podejście :) Twój komentarz jest bardzo prawdziwy <3
UsuńAch te polskie tytuły, zawsze takie dosłowne :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam, kiedy książka wzrusza mnie do głębi... Te historie zawsze pamiętam najdłużej :)
Hahaha no XD
UsuńNie przepadam za książkami gdzie ukazani są już tak dojrzali wiekowo bohaterowie, dlatego to raczej książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
https://bookcaselover.blogspot.com/
Polska okładka piękna i książka w środku też musi być piękna po opisie ale po recenzji nie bardzo widać, że jest fajna.
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MÓJ BLOG
:)
UsuńGdzieś mi ta książka umknęła - przysięgam, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Inna sprawa, że to chyba nie do końca mój gatunek. Od razu stwierdziłabym, że to historia, której głównym zadaniem jest doprowadzenie czytelnika do płaczu, a mnie zwykle trudno jest poruszyć. Raczej po nią nie sięgnę, tym bardziej, że Ciebie nie przekonała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS